piątek, 23 maja 2014

Oslo

9-11 maja zabrałem Małą na weekend do stolicy Norwegii. Bajecznie tanie bilety lotnicze kuszą możliwością szybkiego dotarcia do tego miasta na północy. Uwielbiam huk silników na pełnym ciągu i to uczucie, gdy wgniata cię w fotel przy starcie.

Z Poznania można tam dolecieć szybciej niż trwa dojazd do Warszawy pociągiem. Lot Ryan'em 1 godzinę i 20 minut z Ławicy do Moss-Rygge... 68 km od Oslo :) Bilet lotniczy 34 zł za osobę w jedną stronę, dojazd autobusem do miasta 80 zł od osoby według cen z internetu. Na szczęście na miejscu operują już Polacy z firmy www.polbusoslo.com, zatem mieliśmy przejazd busem z panem Mietkiem za około 60 zł (120 koron). Od razu umówiliśmy się na przejazd z powrotem za dwa dni. Nocleg w akademiku Anker Apartment i wydatki bytowe ogarnięte na piątkę. Komfort niski, ale mogłem przeznaczyć fundusze na zakupy (głównie ciuchy, na które były fajne promocje). Przez około półtora tygodnia przed wyjazdem próbowałem załatwić prywatną kwaterę przez couchsurfing i airbnb, ale nikt nas nie chciał przygarnąć :)

Wcześniej nie byłem w Skandynawii, więc pierwsze spostrzeżenie to widoczny gołym okiem chłód klimatu. Szarości skał są surowsze i ciemniejsze, tak samo brązy i zieleń ziemi, i drzew. Przy czym, kiedy byłem na przykład na Korsyce, zieleń była równie ciemna, ale tam przeważały liście. W Norwegii raczej iglasto. Przynajmniej poza Oslo. Mam wrażenie, że w surowym klimacie, czy zimno, czy gorąco, zieleń ciemnieje, jakby chciała się uodpornić na trudne warunki. W Polsce jest pod dostatkiem wody w ziemi i kolory są bardziej jasne, soczyste.

Powietrze było rześkie, a miasto w piątek dosyć wyludnione. Pewnie mieszkańcy pracowali, ponieważ w sobotę już zdecydowanie więcej ludzi dreptało chodnikami. Odniosłem wrażenie, że dużo miejsc w centrum jest niedostępnych dla samochodów, przez co jest cicho. Ludzie też jakby mniej hałaśliwi niż w Polsce. Kiedy przechodziliśmy obok kawiarnianych ogródków, nawet gwar ich klientów był jakby przytłumiony. W Poznaniu byłoby trzy razy głośniej w takich miejscach. Miasto leży w zatoce, więc na niebie i na placach widać mewy, i chyba albatrosy. Widać wielu cudzoziemców. Widać też wielu żebraków, którzy wyglądają na przywiezionych do Oslo specjalnie, żeby ktoś mógł zarobić, ponieważ chodzą po ulicach całymi rodzinami. Ich cera jest śniada.

Pierwszy dzień był pochmurny, lecz nazajutrz ostro świeciło słońce. W jego świetle pięknie błyszczy nowoczesny gmach opery, który jest tak biały, że aż razi w oczy, gdy odbija promienie słoneczne. Poza tym można wspiąć się na dach, jakby wchodziło się na białą skalistą górę. Opera stoi nad samą zatoką (Oslofjorden). Gdy pójść na północ, mija się przystań promów i można wejść do twierdzy-muzeum Ankershus. Twierdza jest średniowiecznie stara, a mnie najbardziej podobał się ustawiony tam M48 Patton rodem z dwudziestego wieku. U podnóża Ankershus cumowały akurat okręty wojenne: norweskie (np. korweta Storm typu Skjold), małe jednostki: fińska i niemiecka oraz imponujący brytyjski niszczyciel (HMS Duncan). Do tego okręty podwodne. Długa kolejka ustawiła się do zwiedzania Dunacan'a, który uświadomił mi, jak wielkie potrafią być statki. To zaledwie niszczyciel, pomyślałem więc, że np. amerykańskie lotniskowce muszą być naprawdę ogromne.

Jeszcze dalej ku północy jest port i modna dzielnica Aker Brygge. Sklepy i centra handlowe są w Oslo tak skomponowane z architekturą, że niektóre dostrzegłem dopiera następnego dnia po przyjeździe albo nawet tuż przed wyjazdem, chociaż przechodziłem obok nich wcześniej. Podobne odczucia mam z Aker Brygge.
Widzieliśmy i przeszliśmy jeszcze to, co w Poznaniu nazywamy deptakiem, czyli Karl Johans gate, która przecina miasto wiodąc przechodnia do stóp elegancko skromnego pałacu królewskiego i do jego niewielkiego parku. W sobotę dzieciaki grały na deptaku koncert rockowy, a tłum przechodniów płynął we wszystkich możliwych kierunkach.

W jednym zdaniu, czasu było mało, dobrze było być, zobaczyć i poczuć, ale wolę cieplejsze powietrze :) Na tyle, na ile mogłem stwierdzić przez weekend, Oslo to doskonałe miejsce, żeby się wyciszyć. Widziałem, że ludzie imprezują, ale robią przy tym chyba zdecydowanie mniej hałasu niż choćby w Polsce :) Lądowanie jak zwykle z poczuciem opadania jak na karuzeli. I z myślą, że wszystko w rękach pilotów.

W drodze do

widok z gmachu opery na zatokę Oslofjorden

widok z gmachu opery na miasto

Opera

HMS Duncan

Parlament

Karl Johans gate

norweskie kolory z lotu ptaka


polskie kolory z lotu ptaka

Stary Rynek w Poznaniu

piątek, 9 maja 2014

Północny wiatr

Zaczęło się.
Dzisiaj przygotowania, pakowanie, empik po przewodnik, kantor po korony, real po jedzenie.
Jutro Oslo :)


środa, 30 kwietnia 2014

Obietnica

Kiedy nagle odczyt KTG zaczął spadać, wpadli do sali i w 5 minut zabrali Małą na cesarskie cięcie. Pierwszy raz w życiu modliłem się wtedy do Matki Boskiej. Obiecałem, że jeśli wszystko będzie ok, pojadę pomodlić się na Jasnej Górze. Dotrzymanie słowa zajęło mi półtora roku, ale cieszę się, że w końcu to zrobiłem. Nie sądziłem, że będzie to dla mnie takie ważne, żeby czuć się w porządku wobec samego siebie. Pobyt w klasztorze był krótki, a że rzadko zaglądam do kościołów, miał bardzo mistyczny charakter. Widziałem obraz Matki Bożej, zostałem na mszy, wysłuchałem czytania i kazania, pomodliłem się wraz z innymi ludźmi. Wzmacniające przeżycie.

Wypełniłem obietnicę

czwartek, 13 marca 2014

Tournee

Hotel Prezydencki, Rzeszów

W poniedziałek około godziny 23 wyruszyłem z Poznania, żeby we wtorek od rana poprowadzić warsztaty sprzedażowe we Wrocławiu. Zabawiłem tam 2 dni pracując, siedząc przed komputerem i śpiąc krótko w hotelu. Uczestnicy warsztatów byli otwarci i przyjaźnie nastawieni, więc miło mi się z nimi pracowało.

We wtorek postanowiłem, że pojadę wymienić żarówkę w aucie służbowym, chociaż czułem się zmęczony i głodny po 6 godzinach prowadzenia szkolenia. Cieszę się, że przełamałem lenistwo i zadbałem o swoje bezpieczeństwo. Serwis, do którego pojechałem, znajduje się na ulicy Karkonoskiej, jak się okazało w sąsiedztwie cmentarza żołnierzy radzieckich. Cztery czołgi na olbrzymich cokołach strzegą jego bram, a pośrodku zbudowano jakby antyczną altanę z miejscem na wielką urnę. Czołgi to model T-34/85, znany z serialu "Czterej pancerni i pies". Pomalowano je na zielono, farbą lekko zbyt jaskrawą jak na barwy wozu bojowego. Wnętrze cmentarza porasta niski żywopłot. Z daleka wygląda, że tworzy on coś na kształt labiryntu, który skrywa w sobie mogiły żołnierzy. Wojna to moje klimaty, ale po pracy zabrakło mi już zapału, żeby zbadać to miejsce.

Opolszczyzna, Śląsk, Małopolska, Podkarpacie. Przyjechałem z Wrocławia do Rzeszowa. Większość drogi autostrada i ciągłe przełączanie radia. Tak około 450 kilometrów. Pokój hotelowy jest mały, ale schludny i przytulny. Telewizor gra bezgłośnie, muzyka dobiega z komputera. Słucham kawałków, które karmią melancholijny nastrój, takich jak "Na szczycie" Grubsona, "Killer" Adamskiego. Tęsknię za synem i choć lubię tę robotę, to dziś czuję się samotny. Jutro tutaj, a w piątek w Krakowie.

piątek, 31 stycznia 2014

Sonnenburg

Gdy w XV wieku świątobliwi joannici budowali swój zamek, nie wiedzieli, że pięć wieków później posłuży on za obóz koncentracyjny i więzienie.

30/31 stycznia 1945 roku

Drogi pełne były uchodźców, gdy SS-mani jechali na wschód. Wyruszyli z Frankfurtu nad Odrą późnym wieczorem, żeby przed nocą zdążyć do Sonnenburga. Świat walił się pod ogniem Armi Czerwonej i każdy Niemiec uciekał na zachód. Oni jednak mieli swoje rozkazy. Bolszewicy zbliżali się w zastraszającym tempie, nie było więc czasu do stracenia.

Więźniami Sonnenburga byli Francuzi, Belgowie, Holendrzy, obywatele Luksemburga i inni. Załoga więzienia pospieszyła z pomocą, ale rozstrzelanie 819 ludzi to i tak dużo pracy. Zimowa noc dłużyła się we krwi i w huku wystrzałów. Po dobiciu ostatnich konających więźniów i podpaleniu zwłok, zmęczeni ewakuowali się wraz z kolegami z załogi za Odrę. W przeciągu dwóch dni jednostki radzieckiej 8 armii gwardii zajęły dzisiejszy Słońsk. Więźniowie Sonnenburga czekali nieruchomo na wyzwolenie.

wtorek, 21 stycznia 2014

Tafla lodu

Dziś krótko o lodzie i chłodzie.

Przez dwa dni nie używałem samochodu, który zaparkowałem niewinnie na chodniku w pobliżu domu. Cały czas padał deszcz i w ujemnej temperaturze od razu zamarzał. W niedzielę, gdy odwoziłem Małą do pracy, krople deszczu zastygały na szybie podczas jazdy. Dopóki nie rozgrzało się we wnętrzu auta, dopóty wycieraczki nie mogły zgarnąć kropel lodu z przedniej szyby.

Dzisiaj, kiedy poszedłem do samochodu, odkryłem dwie rzeczy:
1. Szczęśliwie przez dwa dni nie dostałem mandatu za parkowanie w strefie bez biletu.
2. Warstwa lodu na samochodzie ma pół centymetra grubości, a lód jest gładki i nie do ruszenia przez skrobaczkę.

Silnik zazgrzytał i odpalił po kilku sekundach. Od razu włączyłem podgrzewanie szyb, lecz i tak skucie lodu zajęło około 30 minut. Wnętrze dość szybko się nagrzało i mój syn zdążył zasnąć w foteliku. W tym czasie oprócz cięcia lodu, uciąłem sobie kilka niezobowiązujących pogawędek z przypadkowymi przechodniami. Rozmowę zaczynali raczej przechodnie, a ja chętnie przyjmowałem pokrzepiające słowa.

Na przykład kierowca parkującej obok ciężarówki wsparł mnie płynem do odmrażania szyb. Płyn w plastikowej butelce ze spryskiwaczem, jak płyn do mycia szyb. Niestety lód był za gruby i nie puścił.
Mężczyzna około trzydziestki, wyglądający na "kolesia stąd" przechodząc rzucił, iż na jego samochodzie jest podobna warstwa lodu. Narzekał, że wyjechał i zostawił auto pod opieką brata, ale brat się nie spisał. Dwaj starsi panowie obejrzeli lód, po czym jeden z nich, bardziej odważny i gadatliwy, z zadowoleniem stwierdził, że on jeździ autobusami i na szczęście nie musi skrobać szyb. Inny starszy pan zapytał, czy mam rozmienić 5 złotych do parkomatu, ale nie miałem. Sam zagadnąłem dwóch facetów, o których myślałem, że mieszkają lub pracują w okolicy. Poprosiłem, żeby przynieśli wrzątek, ale okazało się, że nie trafiłem. Mężczyźni nie byli miejscowi i nie mogli mi pomóc.

Skrobanie szyb, a jaka atrakcja dla przechodniów. Mam wrażenie, że Ci, którzy mnie zagadywali, chcieli na swój sposób pomóc :)

Na zdjęciach: To nie tafla lodu na Jeziorze Rusałka, to tafla lodu na moim samochodzie.





Słoneczna autostrada

Autostrada A2, Poznań-Warszawa-Poznań, 7 stycznia 2014

Biednemu wiatr w oczy, a komu słońce w oczy? :)

Lubię A2. Grubo ponad 400 km Europy przez sam środek Polski. Jak rzeka. Kiedy nią jadę, to czasem myślę, że jest tam więcej cudzoziemców, niż w jakimkolwiek innym miejscu w Polsce.

Lubię A2 również dlatego, że jest szybka i słońce prowadzi tam kierowców. Tak jak dwa tygodnie temu. Rano rozjaśniało mi drogę w kierunku Warszawy, a popołudniem odprowadziło do Poznania.

I dziesiątki samolotów tnących niebo.










czwartek, 9 stycznia 2014

O chłopie pańszczyźnianym

Żył sobie człowiek imieniem Mro, który bardzo interesował się historią. Będąc dzieckiem usłyszał w szkole o chłopach pańszczyźnianych. W zamian za użytkowanie ziemi musieli oni pracować na rzecz swojego pana - szlachcica. Dodatkowo obciążały ich daniny na rzecz króla i Kościoła. Poza tym taki chłop musiał przecież pracować, żeby utrzymać swoją rodzinę. Mro ubolewał nad ciężką dolą chłopów pańszczyźnianych i cieszył się beztroską swojego dzieciństwa.

Mro dorósł i pewnego dnia zdecydował, że chce zostać zamożnym człowiekiem. Postanowił zapisywać przychody i wydatki, żeby lepiej kontrolować swoje finanse. Po 15 miesiącach podsumował swoje zapiski.

Spojrzał na wydatki i przypomniały mu się lekcje historii o chłopach pańszczyźnianych ;)






Panie Boże mój, któryś mnie wyrwał z ziemi egipskiej, z domu niewoli...